Ostatnio trochę testowaliśmy inne ustawienia światła, nieco inną obróbkę i nowe studio. Okazało się po raz kolejny, że najciężej robi się portret… innemu fotografowi. Robiliśmy sobie zdjęcia nawzajem, ale właściwie to trochę autoportrety bo i każdy sam się retuszował.

Chcieliśmy zrobić sobie fajne headshoty żeby nieco odświeżyć zakładkę O nas. Pomyślałam, że przy okazji może trochę napiszę właśnie o tym rodzaju portretu. Jednym z jego popularyzatorów za granicą jest Peter Hurley W Polsce headshoty są mało popularne, może przez to, że większość osób jest przyzwyczajona do klasycznego kadrowania jakie kiedyś było używane w dowodach osobistych: głowa lekko na bok, widoczna w całości, trochę ramion. Takie „bezpieczne”, bardziej znane zdjęcie. Może też z tego względu po sesji kiedy wspólnie wybieramy zdjęcia z klientami słyszymy: „to jest fajne, ale tu mam uciętą głowę”. No właśnie tniemy ją nieraz specjalnie! Spojrzenie jest dzięki temu najważniejszym elementem poziomego kadru. Zdjęcie nie jest legitymacyjne, jest w nim jakiś powiew świeżości, inności. Jest bardziej nowoczesne. Niektórzy boją się bliskich ujęć również ze względu na skórę – problemy z cerą, zmarszczki. Tu służymy profesjonalnym makijażem i retuszem, który jednocześnie nie powoduje efektu maski.

Więc może… warto spróbować? Zaryzykować i wybrać headshota bez strachu, że koledzy w pracy powiedzą, że mam uciętą głowę na zdjęciu ?.

My postanowiliśmy robić sobie taki rodzaj portretu raz w roku – tak by cały czas aktualizować swój wizerunek i… być na bieżąco z upływającym czasem. Poniżej możecie zobaczyć wersję czarną i białą. Która fajniejsza?

A.